Anna Rak – wywiad

Kuba Maj : Aniu, co spowodowało, że postanowiłaś zostać aktorką ?

Anna Rak : Już od szkoły podstawowej lubiłam występować publicznie. Brałam udział we
wszelakich konkursach recytatorskich czy konkursach piosenki. Byłam w szkolnych
chórkach czy grupach teatralnych.
W gimnazjum dowiedziałam się o konkursach krótkich form teatralnych. Byłam bardzo
ciekawa na czym to polega… Chciałam spróbować swoich sił, ale w związku z tym, że
w moim gimnazjum nie było grupy teatralnej to czułam się jakoś nieprzygotowana.
Prosiłam rodziców żeby zapisali mnie do najbliższego domu kultury, które organizowało
warsztaty teatralne. Jednak, gdyż byli oni bardzo zajęci, zawsze jakoś próbowali to
robić w okolicach listopada / grudnia kiedy to dana grupy pracowała nad projektem już
od września. Nigdy to zatem nie wyszło… a ja nie doświadczyłam „krótkich form
teatralnych”.
Kiedy dostałam się do VI LO w Krakowie i wraz z moja przyjaciółka Marysią Pawłowska
dołączyliśmy to szkolnej grupy teatralnej, zaczęłam myśleć że być może to właśnie to w
czym się widzę w przyszłości. Razem z Marysią rozpoczęłyśmy zatem przygotowania
do szkoły teatralnej u Pani Doroty Zięciowskiej i Pana Zbigniewa W. Kalety.
Był to lekki szok dla moich rodziców, ponieważ oni zawsze myśleli ze pójdę w stronę
prawa lub lingwistyki… Gdy jednak zobaczyli jak bardzo tego chce, puścili w niepamięć
inne zawody i zaczęli wspierać mnie w drodze do celu, który sama wybrałam.

KM :  Co ciekawe, posiadasz również wykształcenie z zakresu kulturoznawstwa. Czy
ten kierunek, kiedyś pomógł Ci w działaniach aktorskich ?

AR : Ciekawe pytanie… Kulturoznawstwo było moim planem B lub może nawet C. Kiedy nie
dostałam się do szkoły teatralnej złożyłam podanie na kierunki takie jak romanistyka i
amerykanistykę. Romanistyka ponieważ uwielbiam języki, a że angielski nie był już dla
mnie wyzwaniem, chciałam nauczyć się czegoś nowego. Dostałam się zatem na
romanistykę ale zaoczną.
Moi rodzice nie byli wstanie wspomóc mnie finansowo a wiedząc, że będę próbować
swoich sił w aktorstwie w kolejnym roku, wybrałam amerykanistykę.

Wiedza zdobyta na studiach często pomaga mi w życia na terenie USA. Dzięki nim
wiedziałam sporo na temat historii, prawa czy kultury kraju w którym przyszło mi żyć.
Wiedziałam także sporo o kwestiach imigracyjnych, co zdecydowanie się przydało.
Jeśli chodzi jednak o same kwestie aktorskie, to wiedza o tej kulturze pomaga mi
głównie w zrozumieniu amerykańskich postaci, w które się wcielałam.
Wiem także jakie są różnice w mentalności czy wartościach wyznawanych przez ludzi z
poszczególnych stanów. Jeśli chodzi o sam akcent, to nie tylko jestem w stanie
usłyszeć skąd dana osoba pochodzi, ale także wiem co wpływa na uwarunkowanie
językowe w tym kraju.

KM : Odbyłaś kurs aktorski u Pani Doroty Zięciowskiej i Pana Zbigniewa Kalety. To
tutaj miałaś okazję zmierzyć się po raz pierwszy z profesjonalnymi zadaniami
aktorskimi ?

AR : Myślę, że można tak powiedzieć. Jak wcześniej wspomniałam byłam w grupie teatralnej
w VI LO oraz uczęszczałam na koło teatralne w Dworku Białoprądnickim. Jednak
dopiero warsztaty u Pani Doroty i Pana Zbyszka były namiastką prawdziwego
aktorstwa.

KM :  Jak wyglądała twoja historia przyjazdu do Stanów Zjednoczonych ?

AR : Na ostatnim roku amerykanistyki przeprowadziłam się do Londynu. Zdawałam wtedy do
Royal Academy of Dramatic Arts (RADA) i dostałam się (już po raz drugi ) do finałowego
etapu.
Ta szkoła przesłuchuje kandydatów od października do czerwca. Proces jest
niesamowicie długi i stresujący. Jest tam ogromna konkurencja , gdyż startują do niej
ludzie z całego świata.
W momencie kiedy byłam już drugi raz w końcowym etapie stwierdziłam, że być może
będzie lepiej jeśli zwyczajnie tam zamieszkam. Przeniosłam się zatem ale do szkoły nie
udało mi się dostać…Wpadłam wtedy w wir pracy i podróży. Oszczędzałam i
zwiedzałam świat. Po drodze zrobiłam także studia podyplomowe z Event Management
( Planowanie Wydarzeń) na Uniwersytecie Londyńskim. Odstawiałam aktorstwo na bok
i próbowałam zajęć się czymś innym… Czułam jednak  niedosyt. Cokolwiek
nowego wymyśliłam – czułam ze miałam do tego słomiany zapał. Złapałam mały dołek.
Nic mnie nie cieszyło.

Trwało to chwilę… Długo się wahałam ale ostatecznie postanowiłam dać aktorstwu
jeszcze jedną szansę.
Po miesięcznych wakacjach w Brazylii zrobiłam kurs w International School of Screen
Acting. Był to intensywny kurs tygodniowy aktorstwa filmowego.
Wystarczył tydzień, żebym poczuła się jak to mówią jak „nowonarodzona”!
Jednak z koleżanek z tego kursu zdawała wtedy do Stella Adler Studio w Nowym Jorku.
Powiedziała mi o przesłuchaniach do niej w Londynie.
Szczerze mówiąc … pamiętam, że poszłam na nie tylko po to żeby zapytać co o mnie
myślą. Przyszłam na egzamin. Powiedziałam 2 monologi, porozmawiałam z dyrektorem
szkoły Tomem Oppenheimem (wnukiem Stelli Adler). Zapytano mnie, którym kursem
byłabym zainteresowana. Wiedziała jednak, że na nic więcej niż kurs wakacyjny nie
byłoby mnie stać, więc i tak odpowiedziałam… Dostałam się zatem na letni kurs 3
miesięczny… i to tak, w wielkim skrócie, się zaczęło.

KM :  W 2016 roku ukończyłaś jedną najbardziej prestiżowych szkół na świecie czyli
Stella Adler Studio. Jak Tobie udało się tam dostać i jakie są najważniejsze
założenia panujące w tej szkole ?

AR :  Jak wspomniałam zaczęłam od egzaminów w Londynie na kurs wakacyjny. Pod koniec
tego kursu były egzaminy na kurs profesjonalny i po tym 3 miesięcznym kursie bardzo
chciałam zobaczyć co dalej by mnie tam czekało. Podeszłam do egzaminu na kurs
profesjonalny. Należało przygotować 2 monologi : współczesny i klasyczny oraz
piosenkę. Miałam tez rozmowę kwalifikacyjna podczas przesłuchania. Poza tym , osoby
będące w komisji dobrze znali mnie i wiedzieli jak pracuje po tych wspólnie spędzonych
wakacjach.
Jeśli chodzi o założenia panujące w szkole to wspomnę jedynie od dwóch:
– Understanding without judgement – czyli podejście do postaci bez osądów
– Growth as an actor and growth as a human being are synonymous – rozwój aktora
oraz rozwój człowieka są na równi.

KM :  Byłaś również wolontariuszem, w projekcie skierowanym dla nowojorskich
więzniów, który nosił nazwę Stella Adler Outreach Division. Opowiedz na czym
polegała ta inicjatywa i jaki był jej główny cel ?

AR :  Stella Adler Studio już ponad 14 lat organizuje warsztaty teatralne dla tzw ‚underserved
communities’ do który zalicza się dzieci i młodzież z ubogich rodzin czy aresztowanych
z Nowojorskich czy Kalifornijskich wiezień. Te warsztaty mają cel resocjalizacyjny.
Wielokrotnie podczas studiów słyszałam o możliwości dołączenia do wolontariuszy i
wiedziałam, że w momencie kiedy je ukończę będę chciała zobaczyć jako to tam jest…
W ubiegłym roku w styczniu (2017) zaangażowałam się zatem w pracę artystyczna w
Manhattan Detention Complex (Więzienie na Dolnym Manhattanie).
Było to niesamowite doświadczenie… Raz w tygodniu prowadziliśmy warsztaty
teatralne dla dwóch oddziałów z tego więzienia. Jednym oddziałem była grupa
transseksualnych kobiet, z którymi prowadziliśmy warsztaty z dramatopisarstwa, a z
drugą grupą byli dorośli mężczyźni w wieku 18-65 lat.

KM : Mieszkałaś na Nowojorskim Brooklynie. Teraz Los Angeles ? Które miasto
bardziej uderzyło w twoje serce ?

AR : Ciężkie pytanie… W Nowym Jorku wszystko się zaczęło. Skończyłam tam szkole,
nawiązałam przyjaźnie… Ma ono dla mnie zatem bardzo szczególne znaczenie. Jednak
uważam ze moja miłość do Nowego Jorku jest często na granicy z nienawiścią… Jak to
mowią: od miłości do nienawiści przecież jedynie jeden krok.
Jest tam niesamowicie dużo ludzie. Wszyscy gdzieś się śpiesza, robią 1000 rzeczy
jednocześnie. Każdy jest w jakiś sposób związany ze sztuka. Każdy przyjechał tam w
tym samym celu : spełniania marzeń.
Nowy Jork jest także strasznie drogim miastem… aby być w stanie mieć ‚normalne
życie’ jako artysta, jest bardzo ciężko. Pracuje się na to lata… Prawie każdy artysta
dorabia sobie w restauracji, pilnowaniu dzieci czy trudni się innymi robótkami, żeby być
w stanie opłacić sobie pokój ( który kosztuje pewnie Ok $1000).
Przestrzeni mało… Czułam ze spełniam się artystycznie, gdyż jest tam dużo
możliwości , jednak brak mi czasu dla siebie.
Poczułam, że musze gdzieś wyjechać, coś zmienić. Spróbować, choć na chwilę, czegoś
nowego. Wiedziałam, że ze względu na mój zawód nie mogę wybrać „czegokolwiek”
tylko muszę wyjechać gdzieś, gdzie mogłabym kontynuować swoja karierę.
Wybrałam zatem Los Angeles.
Póki co jestem tam od miesiąca i bardzo mi się tam podoba.

Jest to kompletne przeciwieństwo Nowego Jorku. Te miasta różnią się pod każdym
względem: temperatury, krajobrazu, ludzi, dynamiki…
Jestem bardzo ciekawa co nowego przyniesie mi Miasto Aniołów.

KM :  Zagrałaś wiele różnych ról – poczynając od tych w których byłaś obsadzona po
te które napisałaś sama. Jaka rolę zagraną do tej pory w Stanach, sprawiła Ci
najwięcej satysfakcji ?

AR : Wszystkie role, w które miałam szanse się wcielić były wspaniałe i każda mnie czegoś
nauczyła.
– Uwielbiałam być Pchłą Szachrajka, bo przynosiła mi wiele frajdy i zobaczyłam jaka
wymagającą widownią są dzieci. Wyczuwają one każde kłamstwo na odległość,
dlatego cokolwiek się robi na scenie trzeba być w tym na 100 %.
– Wcielenie się w postać Antygony było moim marzeniem! Było to niesamowite
doświadczenie- bardzo wymagający grecki reżyser, Off-Broadway’owski teatr. Na
pewno nigdy tego nie zapomnę.
Muszę jednak przyznać, że role, które sama napisałam bezpośrednio nawiązywały do
mojego życia i były nie tylko wyjątkowe ale były ogromnym wyzwaniem. Będąc na
scenie i wcielając się w te postacie, musiałam opowiedzieć coś bardzo prywatnego,-
część mojej historii, co zapewne należało do jednych z najcięższych zadań aktorskich z
jakimi się spotkałam.
Myślę, że to właśnie te role przyniosły mi największy rozwój jak i satysfakcje.

KM : Współpracowałaś również z Polskim Instytutem Teatralnym, który jest
związany z Nowojorskim Instytutem Kościuszki. Jak wspominasz to
doświadczenie ?

AR : Tak. To był mój pierwszy profesjonalny kontrakt po szkole. Polski Instytut Teatralny w
lecie 2016 postanowił odnowić wcześniej wystawianą adaptacje „Pchły Szachrajki”, w
której dostałam główną rolę.
Był to spektakl muzyczny dla dzieci. Przyznaję była to świetna zabawa i coś nowego,
zwłaszcza po dłuższym czasie na obczyźnie, gdzie nie miałam okazji występować w
języku ojczystym. Musiałam nauczyć się opowiadać historie rymowanym wierszem czy
śpiewać i tańczy tak aby skupić uwagę dzieci w wieku 1-10 lat. Przeobrażałam się w
prawdziwą „Pchłę” – psotniarę, której przebaczano każdą sprawkę; małego gagatka,
którego wszyscy uwielbiali.
Poza tym, zyskałam wspaniałych przyjaciół, którzy dzielili ze mną Kościuszkowską
scenę: Maksa Kubisia i Ewę Szewczyk.
Na pewno długo będę wspominać nasze fenomenalne występy!

KM : Nowy Jork jest swoistą kolebką współczesnego aktorstwa, aby zostać tam
zauważonym, potrzeba niezwykłej determinacji. Czy to prawda ?

AR : Tak, zdecydowanie! W Nowym Jorku co druga osoba jest artystą, a co trzecia, aktorem.
Tutaj każdy jest bardzo dobry w swoim fachu.
Moi nauczyciele wielokrotnie powtarzali nam, że „talent czy uroda” nie są
wystarczające. Trzeba widzieć czego się chce i nigdy nie można się poddawać.
Wytrwałość i ciężka praca to podstawy sukcesu. Należy jednak pamiętać, że szczęście
jest także w tym wszystkim bardzo potrzebne.

KM : Oprócz aktorstwa jesteś scenarzystką, lektorką, a także dyrektorem
artystycznym grupy teatralnej Eastern Bridge Theatre Troupe. Opowiedz jak
doszło do powstania tego projektu ?

AR : Po ukończeniu szkoły w 2016, próbowałam swoich sił gdzie sie da… Polskie spektakle,
angielskie spektakle, podpisałam kontrakt z firma animacyjno-dubbingową ‚Pepsqually’,
prowadziłam warsztaty w więzieniu… Robiłam bardzo dużo, ale mimo to miałam
poczucie, że te projekty nie są w 100-procentach satysfakcjonujące. Chciałam czegoś
więcej… Chciałam opowiadać historię, które dotykały mnie jako Polki, artystki, kobiety i
imigrantki.
To wszystko zaczęło się kiedy w styczniu 2017 przyjechałam na ślub mojej przyjaciółki,
Marysi. Przy okazji cudownego wesela, miałam szanse pogadać z zaprzyjaźnionymi
aktorami z Polski. Bawiliśmy się, jedliśmy, piliśmy całą noc! Podczas tej nocy moja
koleżanka, Adrianna Maja Kućmierz, wspomniała mi o recitalu, który wówczas robiła
zainspirowany sekretnym romansem Agnieszki Osieckiej i Jeremiego Przybory. Kiedy
wspomniała o tej historii i o książce pt :”Listy na wyczerpanym pierze”, która zawierała
miłosna korespondencje artystów, to wiedziałam, że to jest właśnie „to”!
Wróciłam do Nowego Jorku. Spotkałam się z Maksem Kubisiem (kolegą z „Pchły”).
Opowiedziałam wszystko, ze szczegółami – jaka historia, jaki koncept i to było na tyle!
Kolejne miesiące pracowaliśmy nad adaptacją scenariusza. Później tłumaczeniem
wszystkich piosenek, wierszy i listów z naszej adaptacji z języka polskiego na angielski
a następnie zajęliśmy się organizacją funduszy. Jak już to wszystko było dopięte na
przed ostatni guzik – zaprosiliśmy naszą kolejną „Pchlą” koleżankę, Ewę Szewczyk, do
współpracy. Była ona reżyserką „Historii Dwóch Poetów”. Wprowadziła wiele zmian w
scenariuszu i nadała przedstawieniu zupełnie inny wymiar. Tak zatem powstał pierwszy
spektakl grupy teatralnej, Eastern Bridge Theatre Troupe.
Jeśli chodzi o zagadkową nazwę to chętnie wyjaśnię…
Eastern Bridge to symboliczny most artystyczny między Stanami Zjednoczonymi a
Europą Wschodnia, z której pochodzimy. Słowo „troupe” nawiązuje do trupy, czyli grupy
artystów przemieszczających się z miasta do miasta. Zależy mi, aby nasza grupa
teatralna miała szanse występować w różnych miejscach, na festiwalach i dzielić się
historiami, które uważamy, za istotne dla współczesnego społeczeństwa.

KM : Opowiedz jaka jest główna idea waszej grupy teatralnej ?

AR : Misją Eastern Bridge Theatre Troupe jest danie możliwości zagranicznym artystom
zamieszkującym Nowy Jork, jak i tym spoza jego granic. Operuje ona na zasadzie idei,
że istnieje zbyt wiele ważnych historii, które często nie mają szansy być opowiedziane.
Poprzez tworzenie symbolicznego „mostu” dla zagranicznych artystów w Stanach
Zjednoczonych oraz z poza nimi, nasza działalność ma na celu motywację pracy, która
jest odkrywcza, znacząca i prowokująca.
Aby dowiedzieć się więcej o tym co robimy i kim jesteśmy zapraszam do odwiedzenia
naszej strony internetowej: www.easternbridgetheatre.com

KM : W duchu łączenia jest wpisany wasz projekt o nazwie Foreign Voices Are Us,
na który udało wam się zebrać 3 tys dolarów. Opowiedz o samej inicjatywie i gdzie możemy
się więcej dowiedzieć o niej oraz jak można Wam pomóc ?

AR : Odkąd rozpoczęłam pracę nad wizą artystyczną miałam w głowie ten projekt…
Obecna sytuacja polityczna w Stanach Zjednoczonych nie jest zbyt wesoła, zwłaszcza
dla osób takich jak ja czyli artystów oraz imigrantów.
Otrzymanie wcześniej wspomnianej wizy było także ogromnym wyzwaniem.
Zgromadzenie materiałów do 1000 stronicowego portfolio zajęło mi ponad rok i
wielokrotnie spędzało sen z powiek.
Zaczęłam się wtedy zastanawiać jak to jest możliwe, że w XXI wieku, kiedy tyle
przeszliśmy w historii, nadal musi borykać się z problemami imigracyjnymi.
Przecież znając trochę historię USA, wiemy, że jest to kraj zbudowany z imigrantów.
Każdy skądś tam przybył, przypłynął… Każdy jest osobą „zagraniczna” („foreign”).
Stąd właśnie ta nazwa…. „Foreign Voces Are Us”.
Projekt ten jest serią comiesięcznych wydarzeń teatralnych. Mają one przeróżne formy
takie jak: czytania sceniczne, wieczory poezji czy kabaret.
Poprzez kampnie crowdfunding’ową udało nam się zebrać 3 tys dolarów na pierwsze
kilka projektów, z czego jesteśmy niezmiernie dumni.
Nadal zachęcamy do wspierania naszej działalności poprzez do dowolnych datek,
promocje naszej działalności przez media socjalne czy prasę oraz zaangażowanie się w
projekty. Każda współpraca jest dla nas ważna i traktujemy indywidualnie. Dlatego też,
zachęcam do napisania do mnie na anna.ebtt@gmail.com jeśli ktoś chciałby dołączyć
do rodziny Eastern Bridge Theatre Troupe.

KM : W zeszłym roku wyprodukowałaś dwa spektakle ‚The Story of Two
Poets’ (Historia Dwóch Poetów) oraz „STRINGS: An Original Play”.Praca
producencka i aktorska jednocześnie, to zdecydowanie trudniejsza sprawa ?

AR : Tak, zdecydowanie!
Kiedy jest się aktorem, można skupić się wyłącznie na opowiadanej historii czy postać,
w którą musimy się wcielić. Skupiamy się wtedy nad przedakcją, wyglądem czy
relacjami z innymi postaciami. Kiedy dochodzi do tego kwestia produkcji ten proces
staje się przede wszystkim dużo dłuższy…
Zanim zaczniemy próby musimy wiedzieć, że wszystkie kwestie organizacyjne są w
odpowiednim miejscu. Bez tego wewnętrznego spokoju, ciężko jest się skupić na
zadaniu aktorskim.
W Nowym Jorku na próby poświęca się jedynie 3-tygodnie. Do tego dochodzi czas
występów ( w zależności od produkcji). To wszystko razem – to jest zobowiązanie
czasowe aktora.
Jeśli chodzi o producenta, to musimy dodać do tego czas przed okresem prób oraz po
finałowym występie. Czas na zorganizowanie lokalu, ekipy, promocji, finansów itp.
Ja jednak uwielbiam mieć wszystko pod kontrolą i bardzo cieszy mnie praca
producencka.

KM : Jakie są twoje najbliższe wyzwania aktorskie. Gdzie będzie można Cię
niebawem spotkać ?

AR : Obecnie przebywam na terenie Los Angeles. Tam nadal będę skupiać się na
działalności Eastern Bridge Theatre Troupe. Jednak chce także spróbować swoich sił w
filmie. Jestem gotowa na nowe wyzwania i z ekscytacją czekam na to co przyniesie
nowe miasto.
Zachęcam do śledzenia mojej strony internetowej: www.anna-rak.com oraz
facebook’owego fanpage’u/

KM :  Dziękuje ci serdecznie za rozmowę, życząc Tobie wielu chwil szczęścia i radości. 

AR :  Ja również dziękuje za czas i uwagę! 

 

 

Kuba

Kuba

More Posts

Follow Me:
TwitterFacebook

Comments

comments

You May Also Like