Katarzyna Ucherska – Wywiad

KM : Kasiu czy aktorstwo, od zawsze było dla Ciebie największym marzeniem ?

KU  : Odkąd pamiętam, tak, czyli od podstawówki, kiedy w wieku 10 lat zagrałam Hamleta przed całą szkołą. Załamałam się, kiedy nasza opiekunka koła teatralnego powiedziała – „może zbyt kobiece ruchy, ale to nie szkodzi, Hamlet mógł być trochę zniewieściały”. Traktowałam to bardzo poważnie, jak na małe, dziesięcioletnie dziecko. 

KM :  Jak rozpoczęła się twoja droga aktorska? 

KU :  Najpierw koło teatralne do końca gimnazjum, później całe liceum spędzone na deskach Teatru Robotniczego w Nowym Sączu, w międzyczasie przygotowania do egzaminów wstępnych u najlepszego nauczyciela, jakiego mogłam sobie wymarzyć – reżysera i aktora Dariusza Starczewskiego, w końcu egzaminy wstępne, studia w Akademii Teatralnej w Warszawie i debiut, który zaowocował etatem w Teatrze Ateneum. Celowo zaczęłam od wczesnych lat dzieciństwa, ponieważ ten okres był najważniejszy chyba z tej całej drogi. Gdyby nie podjęta wówczas decyzja w sprawie kierunku, jaki obieram, nie byłoby całej reszty.

KM : Bywasz bardziej realistką czy marzycielką ?

KU : Chyba i jedno i drugie. W sytuacjach kryzysowych staram się podejmować kroki, które realnie mogę wykonać. Ale bywa, że chciałabym zbawić świat, a to raczej idealistyczne podejście, więc pozostające w sferze marzeń. 

KM : Gdy jeszcze nie byłaś aktorką to o jakiej roli najbardziej marzyłaś ?

KU : Chciałam zagrać Heddę Gabler, Katarzynę z „Poskromienia złośnicy” Szekspira i dużo innych silnych kobiecych charakterów, które literatura proponuje. Byle była to skomplikowana kobieca psychika, w której można pogrzebać. 

KM : Tele Tydzień, kiedyś napisał o Tobie, że przywiozłaś z Nowego Sącza do Warszawy, góralski optymizm. W jakim stopniu pozytywne nastawienie pomaga Tobie, w uprawianiu zawodu aktorki ?

KU : Góral się wścieknie, jak znowu usłyszy, że Laszka z Nowego Sącza jest nazywana góralką! Optymizm jest cenną cechą, w którą zostałam wyposażona chyba w najmniejszym stopniu. Ale faktycznie, cały optymizm, który mam, wykorzystuję w tym zawodzie. Aktor musi być – oczywiście utalentowany i … jakiś tam jeszcze, ale z praktycznego punktu widzenia przede wszystkim cierpliwy, z dużą dozą pokory, poczucia humoru no i tego właśnie optymizmu. Bez niego nie przetrwa. Aktorstwo to piękny zawód, dopóki idzie po naszej myśli. Jak przestaje iść po naszej myśli, wtedy trzeba sięgnąć po optymizm. 

KM : Jesteś absolwentką warszawskiej Akademii Teatralnej. Powiedz jak bardzo zmieniły Ciebie studia aktorskie jako człowieka ?

KU : Nie wiem czy potrafię to właściwie nazwać, bez używania przesady. Przede wszystkim studia oddaliły mnie od rodzinnego gniazda; od najbliższych, od domu, od miasta. Uświadomiłam sobie, z czego wcześniej nie zdawałam sobie sprawy, bo byłam zbyt przesiąknięta marzeniem o tym zawodzie, że moje życie już nigdy nie będzie takie samo, że zostałam sama setki kilometrów od tych, którzy są dla mnie całym życiem, i muszę temu stawić czoło. Wydoroślałam.

KM : Podczas studiów, odnosiłaś swoje pierwsze sukcesy aktorskie. Zdobyłaś wyróżnienie grając role Józefa Stalina, w spektaklu ,,Mistrz i Małgorzata” w reżyserii Waldemara Raźniaka, na XXXIII Festiwalu Szkół Teatralnych w Łodzi. Zagrałaś tutaj co zaskakujące mężczyznę, o okrutnej despotycznej osobowości. Dlaczego reżyser, postanowił obsadzić kobietę w roli Stalina i jaka była twoja pierwsza reakcja, gdy usłyszałaś taką wizję reżysera ?

KU : Reżyser, Waldemar Raźniak, zobaczył mnie najpierw w roli Mistrza Fiora, projektanta mody z Paryża, w „Operetce” Gombrowicza, na trzecim roku, w trakcie egzaminu z pracy nad rolą. Powiedział, że pewien rodzaj pewności siebie, który emanował z mojej postaci, zainspirował go do takiej obsady. Z początku pomyślałam, że trochę szkoda, że w spektaklu dyplomowym nie będę miała okazji zagrać roli kobiecej, zaprezentować się w postaci trochę bliższej mojej własnej fizjonomii, może nawet być trochę „sexy”, założyć szpilki i uwieść ze sceny każdego dyrektora teatru w tym mieście. Ale ta myśl minęła szybciej niż przyszła, bo szpilki założę jeszcze nie raz, a wąsy Stalina już prawdopodobnie nigdy. To było najwspanialsze przeżycie zawodowe, jakie dotychczas miałam. 

KM : Właściwie od razu po studiach, dostałaś etat w Teatrze Ateneum. Kasiu jak udało się Tobie trafić do tego wyjątkowego miejsca ? 

KU : Tak, skoro wiemy już, że nie uwiodłam żadnego dyrektora teatru, to … sama nie wiem jak mi się to udało. Mam nadzieję, że Dyrektor Andrzej Domalik dostrzegł we mnie potencjał, który chciał wykorzystać w swoim zespole. I pewnie coś w tym było. Dla mnie to ogromne szczęście i nobilitacja. 

KM : Teatr  Ateneum pomógł tobie w jeszcze większym stopniu, rozwinąć nie tylko umiejętności aktorskie lecz również wokalne, tak jak w spektaklu Róbmy swoje ?

KU : Na szczęście piosenki Wojciecha Młynarskiego to w największym stopniu utwory aktorskie, które niosą treść przede wszystkim dramatyczną, a nie muzyczną. W przeciwnym razie bym poległa. Śpiewanie ogromnie mnie stresuje, nie czuję się w tym pewnie, to zdecydowanie nie moja bajka. Ale „piosenka aktorska” to co innego. Sporo partii śpiewanych można śmiało wypowiedzieć i zagrać. Wtedy – proszę bardzo, Ucherska nie polegnie. Ale faktycznie praca nad tym spektaklem sporo u mnie rozwinęła, poznałam wspaniałych muzyków, nauczyłam się wiele od kolegów i odważyłam się w końcu. 

KM : Przejdźmy do wyjątkowego spektaklu, z którym chyba już odwiedziłaś całą Polskę, czyli Edukacja Rity. Występujesz tutaj razem z Panem Piotrem Fronczewskim. Rita, to młoda dziewczyna z niezbyt zamożnej rodziny. Dzięki Frankowi odnosi sukces i dokonuje awansu społecznego. Za jakie cechy charakteru, najbardziej polubiłaś swoją postać ?

KU : Pewnie za te, których mi samej brakuje i które cenię u innych. Rita zauważyła, że jej życie nie jest tak wspaniałe, jakby mogło być. Podjęła decyzje, że bierze je we własne ręce i przestaje żyć życiem wykreowanym przez środowisko, w którym dorastała. To wymagało odwagi, determinacji i pewnego rodzaju radykalizmu. I ona to wszystko miała. Do tego jeszcze wytrwałość, sumienność, otwarty umysł, szeroko otwarte oczy na świat, empatia i dużo poczucia humoru. Rita nawet w kryzysie opowiada dowcipy. Wszystkie te cechy, które wymieniłam, uwiodły mnie i sprawiły, że pokochałam swoją bohaterkę. 

KM : Co ciekawe Rita i Frank, dzięki temu, że się poznali, zaczynają patrzeć na życie, z innej perspektywy ?

KU : Zdecydowanie. Najpierw powolutku wychylają głowy ze swoich zamkniętych środowisk, zaczynają dostrzegać innych ludzi, nowe możliwości, aż w końcu dojdzie do całkowitego przewartościowania. Tak to już jest, że te przeciwieństwa się przyciągają, oddziałują na siebie, uzupełniają się, wywołując przy tym trzęsienie ziemi. 

KM : Kasiu, największą popularność jak do tej pory, przyniosła Tobie rola Olyi, w serialu Dziewczyny ze Lwowa. Powiedz jak rozpoczęła się twoja przygoda z tą produkcją ?

KU : Dostałam zaproszenie na casting. Miłym zaskoczeniem było dla mnie, że przed castingiem otrzymałam od produkcji scenariusz pięciu odcinków, żeby poznać kontekst. A to naprawdę rzadkość w dzisiejszym świecie. Castingi są zmorą aktorów, nie znam nikogo, kto powiedziałby, że dobrze się czuje na castingu i gra pięknie jak nigdy. W moim przypadku ten casting był chyba jednym z najbardziej nieudanych. Może dlatego, że bardzo mi zależało. W pewnym momencie reżyser wstał, podszedł do mnie i szepnął mi na ucho – „to chyba nie jest to, co potrafisz. Wiem, że potrafisz więcej. Pokaż im, bo to oni decydują”. Miał na myśli producentów, którzy uważnie mi się przyglądali. Niemniej jednak udało się, pewnie miałam szczęście po prostu. Przez kilka miesięcy przed rozpoczęciem zdjęć uczyłam się języka ukraińskiego, mieliśmy też próby czytane z konsultantkami językowymi, a później już tylko wspaniała przygoda na planie. 

KM : Olya to dziewczyna delikatna, wrażliwa, szczera, te cechy mogą opisywać osobę kruchą, jednak przy tym wszystkim jest ona niezwykle zaradna, skuteczna w działaniu. Myślę, że Olya to taka osoba, która jest altruistką i lubi opiekować się osobami, na którym jej zależy ?

KU : Też tak o niej myślę. Popłacze, popłacze, ale jak przyjdzie co do czego, zaciśnie zęby i pobiegnie ratować ukochanego z opresji. Czysta słodycz! 

KM : Na sam koniec chciałbym zapytać, gdzie możemy Ciebie niebawem spotkać ?

KU : Zapraszam nieustannie do Teatru Ateneum, mojego macierzystego miejsca. Obecnie można mnie zobaczyć w „Anygonie”, „Fantazji Polskiej”, „Róbmy swoje” i „Transatlantyku”. Zachęcam do śledzenia repertuaru 🙂 

Autorem fotografii jest Pani Norma Ilnicka.

Kuba

Kuba

More Posts

Follow Me:
TwitterFacebook

Comments

comments

You May Also Like